Budżet i finansowanie

Jak się przyjrzysz królowi...

Gospodarki większości krajów – w tym Polski – są obecnie mocno zadłużone. Coraz częściej dewaluacja, czyli celowe obniżanie wartości krajowej waluty, staje się nie już jednym z narzędzi wspomagających redukcję długu publicznego, lecz ostatnią deską ratunku dla budżetów państwowych.

Słabość rządów można rozpoznać po tym, jak szybko postępuje proces utraty wartości pieniądza. Nie wskazując konkretnych ekip politycznych, każdy może prześledzić w statystykach okresy, w których nieodpowiedzialne decyzje – nadmierne wydatki, beztroskie rozdawnictwo, brak racjonalnych inwestycji – prowadziły do gwałtownego wzrostu zadłużenia i przyspieszonej dewaluacji.

To proste: wystarczy obserwować zestawienia historyczne, aby zobaczyć, kto faktycznie potrafi zarządzać gospodarką, a kto tylko ją destabilizuje. Nie trzeba daleko szukać – już sama analiza wskaźników na przestrzeni ostatnich kilku dekad pokazuje, że tendencja spadkowa trwa nieprzerwanie od lat 80-tych. Niestety, sytuacja gospodarcza nie poprawia się; można wręcz powiedzieć, że jest coraz gorzej.

To jest bardzo smutny - z miesiąca na miesiąc jest coraz słabszy...

Gospodarka większości krajów, w tym Polski, jest mocno zadłużona. W naszym kraju ten problem jest szczególnie wyrazisty od lat 80-tych XX wieku – już wtedy rosnące zadłużenie i kryzys ekonomiczny doprowadziły do wyjątkowo wysokiej inflacji i utraty wartości złotego. W latach 80-tych inflacja praktycznie nie schodziła poniżej dwucyfrowych wartości, a pod koniec dekady nadeszła hiperinflacja i historyczne załamanie systemu finansowego — tylko w 1989 roku ceny wzrosły aż o 250%, w 1990 roku o dodatkowe 585%.​

Symbolicznym momentem była denominacja złotego w 1995 roku; Polacy „przestali być milionerami”, a stare banknoty o nominale kilku milionów zł stawały się zwykłą 'pięćdziesiątką’ po denominacji. W 1994 roku średnie miesięczne wynagrodzenie wynosiło 5,3 mln zł, rok później już w „nowych” złotych było to 702 zł.​

Po opanowaniu inflacji i wejściu do Unii Europejskiej (2004), sytuacja wydawała się stabilna, ale realne wskaźniki długu publicznego nieprzerwanie rosły. W 2020 r. zadłużenie Polski przekroczyło bilion złotych, a według danych Ministerstwa Finansów na koniec sierpnia 2025 zadłużenie Skarbu Państwa sięgnęło 1,85 biliona złotych – to ok. 58% PKB (przy dopuszczalnym limicie 60% w konstytucji).​

Przez całą ostatnią dekadę inflacja znów zaczęła rosnąć (szczególnie po 2020 r.), powodując dalszy spadek wartości pieniądza. Wraz z pandemią COVID-19 i kolejnymi pakietami „pomocowymi” rządy w praktyce dewaluowały walutę, by ratować budżet. To pokazuje, że od lat 80-tych Polska nie przerwała spirali dług–inflacja–dewaluacja, a coraz szybsze tempo tych procesów łatwo sprawdzić nawet w elementarnych statystykach GUS czy NBP.

Przykłady konkretnych wskaźników:

  • Inflacja: 1989 – 251%, 1990 – 585%, 2022 – ok. 16% (najwyższa od 1997 r.)

  • Zadłużenie: koniec lat 80-tych – ok. 60 mld USD (z czego 40 mld to dług zagraniczny), 2025 – 1,85 bln zł (rekord)​

  • Denominacja 1995: 10 000 starych zł = 1 nowy złoty

  • Przeciętna pensja: 1994 (stare zł) – 5,3 mln, 1995 (nowe zł) – 702 zł​

To tylko przykłady, jak silnie polska gospodarka od dekad podlega dewaluacji, rosnącemu zadłużeniu i inflacyjnym napięciom – niezależnie od zmieniających się ekip politycznych.

Przewijanie do góry